Muzyka Filmowa - koncert w Filharmonii Śląskiej

Kolejny koncert muzyki filmowej za mną.

Razem z siostrą pojechałem koncert do Filharmonii Śląskiej. Tym razem nie była to gala z solistami, wielką orkiestrą, chórem i efektami wizualno-pirotechnicznymi. W sali koncertowej czekał na nas bardziej kameralny występ orkiestrowy, który posiłkował się hologramami - na "dymiącym" ekranie mogliśmy zobaczyć pianistę oraz innych instrumentalistów. 

Utwory miały inną aranżację, która została przystosowana do mocno okrojonej orkiestry. Melodie brzmiały mniej monumentalnie, ale nie zatraciły swojej epickości. Zyskały subtelność, co akurat mi przypadło do gustu.

Nastrojowe i przepiękne melodie, które mi się szczególnie podobały to: "My Heart Will Go On" z filmu Titanic, „Conquest of Paradise” Vangelisa, "Main Theme" z Listy Schindlera, "Lux Aeterna" Clinta Mansella, "Gabriel's Oboe" z Misji, "Suite" z Forresta Gumpa. Ogólnie to był koncert pełen emocji i wzruszeń. Zawsze przy tego typu wydarzeniach mam w głowie konkretne kadry z filmów. 

Jako, że jestem osobą, która była na wielu koncertach muzyki filmowej granej przez Filharmonię Ślaską, to muszę stwierdzić, że instrumentaliści fantastycznie wykonują kompozycje ze znanych i uwielbianych filmów, ale repertuar takich wydarzeń orkiestrowych powtarza się. Mam wrażenie, że ciągle słyszę te same utwory na kolejnych koncertach. Są oczywiście wprowadzane nowe pozycje do setlisty, ale znaczna część repertuaru była zagrana na wcześniejszych występach. Wiem, że nie wszyscy mogli podziwiać Filharmonię Śląską na Galach w Spodku, ale wypadałoby drastycznie zmienić setlistę. Ja robię sobie dłuższą przerwę od koncertów muzyki filmowej z Filharmonii Śląskiej. Być może, jak wrócę za dwa lub trzy lata to będzie "śmigał" zupełnie nowy repertuar.

Setlista:

1. Star Trek - "Main Theme"

2. Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa - "The Wardrobe"

3. Avatar - "Becoming One of The People", Becoming One with Neytiri"

4. Titanic - "My Heart Will Go On"

5. Requiem dla snu - "Lux Aeterna"

6. 1492: Wyprawa do raju - „Conquest of Paradise”

7. Lista Schindlera - "Main Theme"

8. Misja - "Gabriel's Oboe"

9. Interstellar - "Stay"

10. Pearl Harbor - "Tennessee"

11. Twierdza - "Main Theme"

12. Czarnoksiężnik z Krainy Oz - "Over the Rainbow"

13. Mission impossible - "Main Theme"

14. Forrest Gump - "Suite"

15. Gwiezdne Wojny: Nowa Nadzieja - "Main Title", "End Title"

16. Poszukiwacze Zaginionej Arki - "The Raider's March"

17. Hobbit: Niezwykła podróż - "Misty Mountains"

18. Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły - "Main Theme"

Sonia Bohosiewicz w komedii koncertowej "Domówka" w Rybniku

Bardzo lubię Sonię Bohosiewicz. 

Uważam, że jest to znakomita aktorka filmowa. Zanim na dobre zadomowiła się w polskich produkcjach kinowych to można było ją podziwiać w Grupie Rafała Kmity. Idealnie też nadaje się do dubbingu, ponieważ w jednej chwili potrafi totalnie zmienić głos i stać się kompletnie inną postacią. No i ma wspaniałą dykcję, co jest w dzisiejszych czasach wyjątkiem, ponieważ mam wrażenie, że ogrom współczesnych polskich aktorów i aktorek ma słabą dykcję - często mam wrażenie, że coś tam pod nosem mamroczą. Pełnię swojego talentu zaprezentowała w komedii koncertowej pt. "Domówka". 

„Domówka” okazała się połączeniem spektaklu, stand-upu, koncertu i improwizacji z aktywnym udziałem publiczności. Sonia Bohosiewicz piekła ciasto w prodiżu, którego zapach unosił się po całej sali. Opowiadała o czasach w PRL i tym samym zabrała publiczność w mocno nostalgiczną podróż. W tych historiach często odnosiła się do osobistych anegdot z dzieciństwa. Zaśpiewała kilka znanych piosenek z minionej epoki, jak: „W moim magicznym domku” Hanny Banaszak, „Małgośka” Maryli Rodowicz, „Jesteś lekiem na całe zło” Krystyny Prońko. 

Bohosiewicz od pierwszych minut spektaklu wprowadziła domowy i przytulny klimat. Scenografia była bardzo minimalistyczna i głównie imitowała kuchnię. Piosenki wypadły doskonale. Posiadały subtelną aranżację, co pasowało do bardziej osobistego charakteru sztuki, jaki zafundowała publiczności aktorka. Wplecione były w dobrych momentach i idealnie sprawdziły się, jako przerywniki. 

Anegdoty z dzieciństwa były wzruszające, ale przede wszystkim zabawne. Publiczność żywo reagowała na wspominki z PRL, a w szczególności na te, które odnosiły się do urządzeń minionej epoki. Sam kilka z nich pamiętam, bo były jeszcze używane w latach 90-tych. Sonia Bohosiewicz podzieliła się z publicznością prywatnymi zdjęciami, na których mogliśmy podziwiać jej mamę i ówczesną modę. 

Najzabawniejszym elementem sztuki okazały się osoby zabrane z widowni na scenę. Trzech mężczyzn (odgrywali rolę mężów) i chłopiec (odgrywał rolę syna) improwizowali z Sonią Bohosiewicz fragmenty z życia rodzinnego. Każdy z panów wypadł rewelacyjnie. W sensie ich nieobycie sceniczne nie miało żadnego znaczenia, ponieważ wykazali się spontanicznym humorem, który rozbawił nie tylko publiczność, a szczególnie aktorkę. Na szczęście Bohosiewicz szukała mężczyzn ze stażem małżeńskim, a nie singli - miałem strach w oczach, jak jej wzrok podejrzanie wędrował w kierunku, gdzie siedziałem, ale na szczęście wybrała faceta siedzącego za mną i mogłem odetchnąć z wielką ulgą. 

Ostatecznie spektakl trwał ponad dwie godziny, ale w ogóle ie czuło się upływu czasu. Bohosiewicz zbudowała na scenie bardzo domowy klimat. Sztuka była znakomicie przemyślana i każdy kolejny element wchodził w odpowiednim miejscu. 

Sonia Bohosiewicz po raz kolejny pokazała klasę.

Camouflage: "Rewind to The Future and Goodbye" - koncert w Warszawie

Kolejny koncert muzyki z lat 80. i 90. XX wieku zaliczony. 

Camouflage to niemiecka grupa, która tworzy muzykę synth pop lub electropop. Ci, co wychowali się na muzyce z tamtego okresu doskonale ich znają, ale zespół nigdy nie zrobił wielkiej kariery i ogólnie jest mało znany. A szkoda, bo grają muzykę bardzo podobną do Depeche Mode. 

Liczni "depesze" stawili się na ich koncercie w Teatrze Palladium. Cała sala została wyprzedana. Jednak organizatorzy musieli źle ocenić pojemność tej niewielkiej sali, ponieważ kilkanaście osób nie zmieściło się na płycie i słuchali koncertu w lobby. Samo Palladium zaprezentowało się fantastycznie. Pierwszy raz odwiedziłem tę miejscówkę. Fajny klimacik. Idealny na koncerty.

Pojawiłem się na trzydzieści minut przed występem Camouflage. Zająłem strategicznie super miejsce. Z tyłu płyty znajdował się stopień. Wszedłem na niego i zyskałem te kilka centymetrów, co potem okazało się zbawienne. Pomogło mi to w pełni doświadczyć genialnego show, jakie zgotowali chłopaki z zespołu. Niestety, nie wszystko było usłane różami. Na początku koncertu przypałętał się wysoki "depesz", który był na rauszu - sępił jeszcze piwo od innych. Stał przede mną i dość szybko zaczął się awanturować z innymi uczestnikami koncertu. Przepychał się i mocno wszystkim przeszkadzał - ze dwa razy mnie staranował. Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna (jeden facet nawet groził mu, że mu wpierdoli lub zadzwoni na Policję), ale na szczęście po kilku piosenkach zwinął się i już nie wrócił w mój rewir. Od razu zrobiło się lepiej i w bonusie dostałem od losu zajebisty widok na scenę, a na niej działo się wiele dobrego - pod względem muzycznym, jak i wizualnym. 

Przyznam się szczerze, że nie byłem aż tak mocno zaznajomiony z dyskografią Camouflage. Kojarzę raptem kilka utworów. Oczywiście teraz mam już wszystko przesłuchane. Ogólnie lubię doświadczyć najpierw koncertu, a potem badać i odkrywać twórczość danego artysty lub zespołów. Nie miałem pojęcia w jakiej formie są członkowie grupy i czy dają czadu na koncertach. Lepiej się mocno zaskoczyć niż odkrywać wszystkie karty od razu. 

Camouflage dał ognistego czadu na całego. Nie sądziłem, że aż tak wymiatają na scenie. Vibe lat 80. i 90. XX wieku wylewał się falami tsunami od samego początku koncertu. Natychmiastowy kontakt z publicznością, przepiękne barwy czerwieni i czerni oraz niesamowita energia i sceniczne flow wokalisty zespołu, który szalał na scenie, jakby był w transie - przy jednym utworze miał do swojej dyspozycji długą lampę ledową, która idealnie podkreśliła klimat tej konkretnej powolnej kompozycji. Muzycznie to była uczta. Głębokie brzmienia elektronicznych dźwięków i melodie, których nie powstydziliby się mistrzowie z Depeche Mode - w pewnym momencie nawet pojawiła się słynna "depeszowa" fala machających rąk, którą zainicjował Marcus Meyn (frontman grupy). 

Po raz kolejny twórcy wizualizacji zachwycili mnie. Brylowały barwy czerwieni i czerni - charakterystyczne dla Camouflage. Najlepsze wizuale były skonstruowane geometrycznie. Trójkąty, kwadraty, kółka, linie i litery w doskonałych kompozycjach robiły fenomenalną robotę na ekranie za sceną. Pojawiały się również fragmenty teledysków oraz inne grafiki lub klipy video, które podkręciły estetycznie i artystycznie ten element show. Piękny i dopracowany montaż. Większość wizualizacji była bardzo stylowa. A to wszystko w najwyższej możliwej jakości.

The Great Commandment to najsłynniejszy utwór Camouflage. Świetna piosenka z ważnym przesłaniem. No i te dźwięki, przy których serce bije do rytmu, a uśmiech nie schodzi z ust. Na początku rozkołysały wszystkich piosenki That Smiling Face i Me And You - bardzo "depeszowe" kawałki. Z szybszych melodii to najbardziej podobały mi się: Suspicious Love, We Are Lovers, Shine, Strangers' Thoughts, NeighboursLove Is a Shield. Wolniejsze kawałki wprowadziły oddech, zadumę i przeniosły do krainy wyobraźni. Ich muzyka cudowanie działa na zmysły. Camouflage zrobił genialną niespodziankę dla fanów New Order (mój ulubiony zespół). W połowie koncertu zagrali dyskotekowy Blue Monday i zrobili to naprawdę wspaniale. Jako, że marzę o koncercie New Order, a nie wiadomo czy zagrają jeszcze w Polsce, to usłyszenie chociażby coveru ich utworu powoduje u mnie ogromną radość. 

Koncert Camouflage okazał się prawdziwą perełką i wspaniałym doświadczeniem muzycznym. Kolejny "stary" zespół, który pokazał na scenie, że wymiata oraz posiada młodzieńczą energię i klasę, których często brakuje młodszym i współczesnym "artystom" muzycznym.

S
  1. Rewind to the Future and Goodbye

  2. That Smiling Face

  3. Fade in Memory

  4. Thief

  5. You Turn

  6. Me and You

  7. Suspicious Love

  8. Perfect

  9. Everything

  10. We Are Lovers

  11. Blue Monday (New Order cover)

  12. I'll Follow Behind

  13. Leave Your Room Behind

  14. Shine

  15. The Great Commandment

  16. Cold (The Cure cover)

  17. Strangers' Thoughts

  18. Neighbours

  19. End of Words

  20. Handsome

  21. Love Is a Shield

Początki i rozkwit japońskiej animacji [wykład]

Wykład o początkach i rozwoju anime w Japonii, który dałem podczas trwania 20. edycji studenckiego przeglądu filmowego czASKina (Kino Dalekiego Wschodu).  

Moje pierwsze tak poważne doświadczenie, jako prelegent. Było trochę stresu, ale dałem radę i udało mi się przekazać sporo wiedzy o anime. Dziękuję organizatorom i Aleksandrze Koterskiej za zwerbowanie mnie oraz przygotowanie wspaniałej prezentacji.  

Podziękowania należą się również Tomkowi i Żanecie za wspólną wyprawę do Cieszyna, uczestnictwo w wykładzie, genialnie spędzony czas, nagranie wykładu i fotki oraz za całokształt wsparcia, jakie od Was dostaję.  

Agnieszko i inne dobre dusze, które zawsze mnie wspierają i podnoszą na duchu, Wam również dziękuję z całego serca za każde dobre słowo i feedback mojej amatorskiej działalności artystycznej. 

Lista filmów i seriali anime: PDF