2. Gala Muzyki Filmowej w Spodku

W końcu nadeszła druga edycja Gali Muzyki Filmowej. Oczekiwania były wysokie i w większości zostały one spełnione, ale pojawiło się również kilka zgrzytów i elementów do poprawy.

Najpierw garść informacji. 

Koncert stworzyła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Śląskiej i Chór Filharmonii Śląskiej pod batutą Macieja Sztora. Dodatkowo wydarzenie zostało wzbogacone o występy, takich artystów, jak: Wędrujący Chór Chórtowni, Sara James, Katarzyna Cerekwicka, Michał Milowicz, Paweł Kwiecień (iluzjonista), grupa rekonstrukcyjna Powrót Bractwa Śródziemia oraz aktorzy (Barbara Lubos, Izabella Malik, Daria Kasprzak, Mirosław Książek, Kornel Sadowski), którzy rozbawiali publiczność w krótkich skeczach powiązanych z filmami i serialami. 

Całą galę oceniam wysoko, ponieważ muzyka filmowo-serialowa, która ogarnęła mury Spodka, została genialnie zagrana przez wszystkich instrumentalistów oraz zaśpiewana przez Chór. Występy solistów, aktorów i magika doskonale wypełniły melodie płynące z instrumentów, a choreografia grupy rekonstrukcyjnej dodała dynamiki do kilku utworów. Te elementy wypadły znakomicie. 

Jedynie do czego mogę się przyczepić to wizualizacje i konferansjer. 

Światła robiły klimat i pasowały do muzyki. Efekty pirotechniczne - w postaci ogni - pojawiały się w odpowiednich momentach. Dzięki pojedynkom rodem z Gwiezdnych Wojen i Władcy Pierścieni całość wydarzenia nabrała większej mocy, napięcia i dramaturgii. Problem mam z poziomem wizualizacji, który nie poprawił się na lepsze względem poprzedniej edycji. Grafiki i animacje stworzone na potrzeby tego koncertu może robią wrażenie, jak się na nie patrzy pod względem tylko i wyłącznie fachowej roboty, ale moim zdaniem nie pasowały do muzyki oraz konkretnej tematyki i klimatu danego filmu. Krótkie klipy animowane lub filmowe były szybko zastępowane ujęciami Orkiestry i dyrygenta. To właśnie te fragmenty tego, co działo się na scenie stanowiły główny człon danej wizualizacji. Jeżdżę po kraju i widziałem już sporo koncertów z muzyką filmową i genialnymi pomysłami na wizualizacje. Moje zdanie nie zmieniło się i uważam, że powinno się z tej formy zrezygnować lub faktycznie w to mocno zainwestować.

Michał Milowicz, jako konferansjer był na początku dość sztywny, ale potem się trochę rozkręcił. Ogólnie jego pracę oceniam dobrze, ale bez szału. Rok temu inny konferansjer przybliżał sylwetki kompozytorów i mocno postawił na anegdoty z nimi związane, co wypadło znakomicie.

Koncert był podzielony na dwie główne części.

Pierwsza zaczęła się od dwóch kompozycji Hansa Zimmera. Wspaniałe melodie z filmu Interstellar rozbrzmiały w Spodku i człowiek już wiedział, że to będzie doskonały wieczór. Zanim Orkiestra zagrała muzykę z filmu Gladiator, na scenę weszli w/w aktorzy i zaprezentowali zabawny skecz o znudzonej cesarzowej, która czeka na pojedynek gladiatorów. Jeden z wojowników nie chciał walczyć z większym od siebie i cały skecz bazował na jego próbie ocalenia życia. Najzabawniejszym elementem tego występu, jak i kolejnych, był komicznie użyty język śląski. Mogę śmiało napisać, że owe skecze przyjęły się i okazały się bardzo fajnym przerywnikiem między utworami oraz faktycznie rozbawiały publiczność. Po epickiej muzyce z Gladiatora, na scenę wkroczyła powolnym krokiem młodziutka Sara James w dredach koloru blond i swoim potężnym głosem zaśpiewała oscarową piosenkę Sama Smitha z filmu Spectre. Jej występ zrobił na mnie wrażenie. Emocje wydobywały się z jej głosu i gestykulacji. 

Wszyscy zebrani w Spodku weszli w klimat imprezy. Dyrygent dał znak i Orkiestra zagrała miks z Władcy Pierścieni: Drużyny Pierścienia. Tu mocno popisał się znakomity Chór Filharmonii Śląski. Miks łączył ze sobą muzykę z takich scen, jak: walka na Wichrowym Czubie z Czarnymi Jeźdźcami, tworzenie armii przez Sarumana, Gandalf w niewoli na szczycie wieży oraz wędrówka Drużyny Pierścienia przez Góry Mgliste. Fantastyczny występ, a dodatkowo pojawiła się grupa rekonstrukcyjna przebrana za postaci z filmu. Nie tylko zaprezentowali swoje kostiumy, ale toczyli pojedynki na miecze. Poszły istry. Mogliśmy podziwiać całą ekipę z Drużyny Pierścienia i Czarnego Jeźdźca. Super to wyszło, a samo wykonanie tej genialnej muzyki było wyborne, jak najsmaczniejsza uczta w życiu.

Na scenie pojawiła się elegancka Katarzyna Cerekwicka, która zaśpiewała piosenkę I Will Always Love You z filmu Bodyguard. Trudno konkurować z głosem Whitney Houston, ale solistka poradziła sobie z tak wymagającym utworem. Świetnie się prezentowała i chociaż Sara James zebrała głośniejsze brawa to uważam, że Cerekwicka również zasługuje na uznanie. W kolejnym utworze jeden z członków Orkiestry, a konkretnie mężczyzna grający na kotłach, przebrał się za Tyranozaura Rexa, a reszta Orkiestry wykonała muzykę z filmu Park Jurajski z 1993 roku. Przebranie wyglądało komicznie. Widać, że Orkiestra posiada nie tylko umiejętności, ale również poczucie humoru i dystans do siebie. Z kolei, John Williams wiedział, jaką muzykę napisać do tego filmu, a instrumentaliści z Filharmonii Śląskiej doskonale zinterpretowali to, co stworzył genialny amerykański kompozytor. 

Ostatnim segmentem muzycznym tej części koncertu była muzyka z filmu Avatar: Istota wody. Podczas tego utworu pojawił się iluzjonista, który zaczarował stolik i sprawił, że niewinnie wyglądający mebel zaczął lewitować. Mi ogólnie występy iluzjonisty przypadły do gustu, ale rozumiem oburzenie wielu uczestników wydarzenia, którzy uważają, że iluzjonista nie pasuje do tego typu gali muzycznej, a "czarowanie" jest akceptowane, ale w przerwie, a nie podczas trwania utworu. To wybija lekko z rytmu publikę pragnącą chłonąć muzyczne doznania. 

Kolejny skecz aktorów dotyczył kontrowersyjnej relacji miłosnej rodzeństwa znanego z serialu Gra o Tron. Tyrion i Jamie walczyli o względy swojej siostry Cersei, ale nad wszystkimi widniało fatum w postaci sztandarowego hasła z serialu, czyli "Winter is Coming". Na końcu skeczu pojawiła się jednak kobieta z Tauronu, która proponowała głównym bohaterom skeczu szereg skomplikowanych promocji. Po występie kabaretowym, Orkiestra przystąpiła do wykonania epickiej melodii z czołówki serialu. Taką muzykę można słuchać w nieskończoność. Ostatnie sezony serialu może twórcom nie wyszły, ale soundtrack trzyma wysoki poziom, a Orkiestra doskonale zagrała tę najsłynniejszą melodię serialową ostatnich lat. 

Na koniec części pierwszej, Filharmonia Śląska wzięła na warsztat twórczość uwielbianego przeze mnie greckiego kompozytora, Vangelisa. Szczególnie kocham ścieżkę dźwiękową do filmu 1492. Wyprawa do Raju i właśnie Orkiestra zagrała najsłynniejszy utwór z tego historycznego dzieła Ridley'a Scotta. Conquest of Paradise posiada genialną melodię, która oddaje poświęcenie, odwagę i epickość wyprawy Krzysztofa Kolumba przez niebezpieczne wody Oceanu Atlantyckiego. Jednak najważniejszym elementem tego utworu jest chór i te fragmenty zostały wspaniale wykonane przez Chór Filharmonii Śląskiej oraz Wędrowny Chór Chórtowni, który pojawił się przed publicznością pod sam koniec trwania tego wyjątkowej kompozycji. 

W przerwie iluzjonista zabawiał publiczność oraz grupa rekonstrukcyjna Powrót Bractwa Śródziemia, która przebrana była za postaci z Gwiezdnych Wojen. Widownia miała możliwość zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia z postaciami władającymi Mocą.

Druga część zaczęła się od dźwięków kultowej melodii Hedwig's Theme i innych utworów z serii Harry Potter. Magiczne i cudowne chwile. John Williams to prawdziwy czarodziej. Jego muzyka momentalnie przenosi słuchacza do kolejnych filmowych światów. Naprawdę doceniam to, że wszelakie orkiestry świata potrafią fantastycznie wykonywać na koncertach jego twórczość. Pod koniec tego czarodziejskiego miksu pojawił się iluzjonista, który sprawił, że dyrygent zaczął lewitować i ostatecznie znikł ze sceny. Podczas tej krótkiej przerwy wystąpili aktorzy z kolejnym zabawnym skeczem. James Bond i bohaterka znana z dylogii Kill Bill pragną wjechać windą na wysokie piętro. Winda jest automatyczna i program w nią wgrany nie rozumie poleceń brzmiących po śląsku. Jeden z lepszych skeczów wieczoru. 

Dyrygent w końcu się znalazł. Orkiestra przystąpiła do wykonania muzyki z dwóch filmów o przygodach agenta 007. Na pierwszy ogień poszedł miks z filmu Casino Royale. Tu instrumentaliści dali mocno po strunach. Z wielką mocą wykonali słynny motyw bondowski. Brzmiało to, jak najlepszy kawałek rockowy. Następnie, przed scenę wjechało auto z Sarą James, która fantastycznie wykonała tytułową piosenkę z filmu Skyfall. Dziewczyna naprawdę ma wulkaniczny głos. 

W kolejnym utworze mógł wykazać się Chór Filharmonii Śląskiej. Orkiestra zagrała muzykę Ennio Morricone z filmu Misja. Podniosła melodia przypomniała mi te arcydzieło, które koniecznie muszę jeszcze raz zobaczyć. Takich filmów już się nie kręci. 

Muzyka z Gwiezdnych Wojen musiała znaleźć się na gali i tak też się stało. Miks najsłynniejszych melodii gwiezdnej sagi były przeplatane pojedynkami grupy rekonstrukcyjnej. Pojedynki były bardzo zażarte. Jedna z Rycerzy Jedi została ranna. Krew popłynęła i to doskonale pokazuje, jaką pasję posiadają członkowie Powrotu Bractwa Śródziemia. Siedziałem w pierwszym rzędzie i wiem, co piszę.

Michał Milowicz w końcu miał okazję trochę pośpiewać. Założył czarne okulary przeciwsłoneczne i energicznie wykonał piosenkę Roy'a Orbisona z filmu Pretty Woman. To była taka mocno rock 'n' rollowa wersja tego utworu. Milowicz poradził sobie i dał fajny show. Szkoda, ze zaśpiewał tylko tę piosenkę.

Po nim wyszła na scenę Katarzyna Cerekwicka, która wykonała oscarową piosenkę pt. Shallow z filmu Narodziny gwiazdy. Solistka dała czadu i świetnie zaśpiewała. Sam udział na tej gali był dla niej bardzo emocjonalny, co przekazała wszystkim zebranym w krótkiej przemowie po swoim występie. 

Ostatni skecz aktorów śląskich dotyczył spotkania piratów z ludożercami, którzy trafili na bardzo kapryśną córkę przywódczyni tubylców. Matka próbowała ją namówić na zjedzenie pirackich więźniów, ale ona cały czas wymyślała, że nie je takiego "mięsa" i chce w zamian lody. Zabawnie to wszystko brzmiało w śląskiej gwarze. 

Końcówka koncertu to była prawdziwa bomba. Na początek Orkiestra rozhulała publiczność przygodową muzyką z filmu Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły. Te dźwięki zawsze porywają ciało do tańca lub jakiegokolwiek ruchu rytmicznego. Zaraz po pirackiej przygodzie, Orkiestra zagrała kultowy The Imperial Marsh ze Star Wars, a przed widownię ponownie wkroczyła grupa rekonstrukcyjna Powrót Bractwa Śródziemia w strojach z tej wspaniałej space opery. 

Na bis Orkiestra wykonała motyw przewodni z serii Mission: Impossible, co było doskonałym zakończeniem koncertu. Dyrygent, Orkiestra, Chór oraz inni artyści zeszli ze sceny przy owacji na stojąco. Nie mogło być inaczej. To była muzyczna uczta i mam nadzieję, że za rok będzie kompletnie inna setlista. Muzyka filmowa zasługuje na to, aby ją grać bez końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz