Lord of the Rings - Koncert w Katowicach

Świat Władcy Pierścieni to dla mnie świętość. Zarówno literackie, jak i filmowe opowieści. Muzyka Howarda Shore'a idealnie oddała klimat, dramat i emocje zawarte na stronach prozy Tolkiena oraz sekwencjach filmowych w trylogii Petera Jacksona. 

Byłem już na kilku koncertach muzyki filmowej i często na nich gościły pojedyncze utwory z trylogii, ale nigdy nie brałem udziału w koncercie poświęconym tylko i wyłącznie Władcy Pierścieni.

Lords of the Sound to znana ukraińska orkiestra symfoniczna. Instrumentaliści wyszli na scenę ubrani w szaty odpowiednie dla elfów niż członków orkiestry symfonicznej. Jeden z nich był przebrany za czarodzieja, a solista miał przymocowane elfie uszy. Taki dodatkowy element od razu wprowadził mnie w odpowiedni klimat fantasy.

Koncert był podzielony na dwie części z dwudziestominutową przerwą. 

W pierwszej części królowały melodie znane z Drużyny Pierścienia. Sielankowy motyw "Concerning Hobbits"; bardziej mroczne "The Prophecy", "The Shadow Of The Past", "The Old Forest", "A Knife In The Dark", "The Breaking Of The Fellowship"; epicki hymn drużyny "The Ring Goes South"; melancholijne i emocjonalne elfickie śpiewy "Lothlórien" i "Gandalf's Lament".  

Zabrakło mi w tej części kilku utworów, które wprowadziłyby różnorodność w repertuarze. I tak publiczność nie usłyszała: "A Short Cut To Mushrooms", "The Bridge Of Khazad-dûm", "Farewell To Lórien", "The Great River".

Po przerwie, orkiestra wzięła na warsztat kompozycje z Dwóch Wież, Powrotu Króla i Hobbita. Rozbrzmiały takie utwory, jak: "Foundations Of Stone", "The White Rider", "The Fields Of The Pelennor", "The End Of All Things", "The Return Of The King". 

Ponownie zabrakło kilku wspaniałych melodii, które mogły nieco urozmaicić repertuar. Żałuję, że nie usłyszałem motywów Entów w postaci dwóch kompozycji "Treebeard" i "Isengard Unleashed". Próżno było szukać na setliście takich kawałów, jak: "Gollum's Song" i "The Riders Of Rohan" (była wstawka, ale nie cały utwór).

Jednak to, co orkiestra zagrała było wspaniale wykonane. Za ich pomocą przeniosłem się do Śródziemia. W mojej głowie pojawiły kadry i sekwencje znane z filmów. 

Osobno muszę wyróżnić chór i solistę. Dali czadu. Zwłaszcza kobiety z chóru i solista śpiewali przepięknie. Wykonywali utwory po angielsku i elficku. Tak samo, jak w oryginalnym soundtracku. Niesamowite to było przeżycie. Elficki wokal to w ogóle jest mistrzostwo świata. Chór i solista wykonali słynne piosenki z całej serii, jak: "In Dreams", "May It Be", "Into The West", "Misty Mountains", "I See Fire". Zabrakło mi jednej piosenki z Powrotu Króla w wykonaniu Peregrina Tooka, czyli "The Edge Of Night".

Wizualizacje były autorskie i oryginalne. Motywy graficzne i rysowane powtarzały się oraz niejednokrotnie łączyły się w jedną bardziej skomplikowaną wizualizację. Czasami pojawiały się wzory abstrakcyjne, które akurat oceniam słabo, ponieważ nie pasowały do stylistyki fantasy, a już szczególnie do Władcy Pierścieni. Kreska miała charakter bardziej swojski, a nie epicki. Tylko w kilku przypadkach postaci pojawiające się na ekranie były mało dopracowane i wyglądały troszkę, jak karykatury (mam tu na myśli sylwetkę Gandalfa Białego na grzbiecie Cieniostogrzywego). Mi najbardziej podobały się podobizny elfów, motyw miłosny Arweny i Aragorna, Gandalf z laską czarodziejską i fajką oraz przede wszystkim Oko Saurona na szczycie Barad-dûr - wspaniale to było namalowane, a szczególnie ruchy Oka na boki.

Koncert oceniam dobrze, ale brakowało mi kilku w/w utworów. Szczególnie mam zastrzeżenia do tego, że były one dość chaotycznie porozrzucane - nie było zachowanej chronologii. Dodatkowo mało urozmaicony repertuar, co wynikało z pominięcia kilku utworów, które faktycznie posiadają inną melodię. Mam też wrażenie, że kilka melodii i utworów powtarzało się lub popularne motywy były łączone z innymi pozycjami z setlisty - zamiast tego mogły właśnie wejść w repertuar te inne kompozycje. No i też wizualizacje mogły być bardziej dopracowane. Bliższe stylizacji Tolkienowskiego Śródziemia lub klasycznego fantasy w ogóle. Pojawiały się również cytaty z książek, co mogło być świetnym pomysłem, ale musiałoby to być zrealizowane z zwiększą konsekwencją i pomysłem. Ogóle brakowało takiego konferansjera z prawdziwego zdarzenia.

Sam koncert zakończył się utworem niezwiązanym z Władcą Pierścieni. Orkiestra wykonała melodię tradycyjnego ukraińskiego tańca o nazwie Hopak (o ile dobrze zapamiętałem). Fajne zakończenie. Publiczność gorąco klaskała w rytm podany przez dyrygenta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz