Bardzo lubię Sonię Bohosiewicz.
Uważam, że jest to znakomita aktorka filmowa. Zanim na dobre zadomowiła się w polskich produkcjach kinowych to można było ją podziwiać w Grupie Rafała Kmity. Idealnie też nadaje się do dubbingu, ponieważ w jednej chwili potrafi totalnie zmienić głos i stać się kompletnie inną postacią. No i ma wspaniałą dykcję, co jest w dzisiejszych czasach wyjątkiem, ponieważ mam wrażenie, że ogrom współczesnych polskich aktorów i aktorek ma słabą dykcję - często mam wrażenie, że coś tam pod nosem mamroczą. Pełnię swojego talentu zaprezentowała w komedii koncertowej pt. "Domówka".
„Domówka” okazała się połączeniem spektaklu, stand-upu, koncertu i improwizacji z aktywnym udziałem publiczności. Sonia Bohosiewicz piekła ciasto w prodiżu, którego zapach unosił się po całej sali. Opowiadała o czasach w PRL i tym samym zabrała publiczność w mocno nostalgiczną podróż. W tych historiach często odnosiła się do osobistych anegdot z dzieciństwa. Zaśpiewała kilka znanych piosenek z minionej epoki, jak: „W moim magicznym domku” Hanny Banaszak, „Małgośka” Maryli Rodowicz, „Jesteś lekiem na całe zło” Krystyny Prońko.
Bohosiewicz od pierwszych minut spektaklu wprowadziła domowy i przytulny klimat. Scenografia była bardzo minimalistyczna i głównie imitowała kuchnię. Piosenki wypadły doskonale. Posiadały subtelną aranżację, co pasowało do bardziej osobistego charakteru sztuki, jaki zafundowała publiczności aktorka. Wplecione były w dobrych momentach i idealnie sprawdziły się, jako przerywniki.
Anegdoty z dzieciństwa były wzruszające, ale przede wszystkim zabawne. Publiczność żywo reagowała na wspominki z PRL, a w szczególności na te, które odnosiły się do urządzeń minionej epoki. Sam kilka z nich pamiętam, bo były jeszcze używane w latach 90-tych. Sonia Bohosiewicz podzieliła się z publicznością prywatnymi zdjęciami, na których mogliśmy podziwiać jej mamę i ówczesną modę.
Najzabawniejszym elementem sztuki okazały się osoby zabrane z widowni na scenę. Trzech mężczyzn (odgrywali rolę mężów) i chłopiec (odgrywał rolę syna) improwizowali z Sonią Bohosiewicz fragmenty z życia rodzinnego. Każdy z panów wypadł rewelacyjnie. W sensie ich nieobycie sceniczne nie miało żadnego znaczenia, ponieważ wykazali się spontanicznym humorem, który rozbawił nie tylko publiczność, a szczególnie aktorkę. Na szczęście Bohosiewicz szukała mężczyzn ze stażem małżeńskim, a nie singli - miałem strach w oczach, jak jej wzrok podejrzanie wędrował w kierunku, gdzie siedziałem, ale na szczęście wybrała faceta siedzącego za mną i mogłem odetchnąć z wielką ulgą.
Ostatecznie spektakl trwał ponad dwie godziny, ale w ogóle ie czuło się upływu czasu. Bohosiewicz zbudowała na scenie bardzo domowy klimat. Sztuka była znakomicie przemyślana i każdy kolejny element wchodził w odpowiednim miejscu.
Sonia Bohosiewicz po raz kolejny pokazała klasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz