Candy Dulfer - Funkalicious

Był taki okres w moim życiu, w którym mocno słuchałem jazzu i jego różnych odmian. Podejrzewam, że zainteresowanie wypłynęło po obejrzeniu anime Cowboy Bebop, gdzie pełno było fantastycznej muzyki, a przeważnie jazzu. Słuchałem wtedy Milesa Daviesa i Kenny'ego Garretta, ale też kilku japońskich saksofonistów, jak: Masato Honda, Kaori Kobayahi, Saori Yano. 

Candy Dulfer znałem wcześniej z MTV, gdzie swego czasu królował jej najsłynniejszy kawałek Lilly Was Here, który skomponowała razem z gitarzystą zespołu Eurythmics, Dave'em Stewartem. Artystka miała wiele wspaniałych kolaboracji, m.in. Prince, Madonna, Pink Floyd, Van Morrison, Nile Rodgers. Holenderka słynnie z pozytywnej energii scenicznej i wirtuozerii na saksofonie altowym. Ma bardzo funkowy vibe. Pomimo, że wiekowo powoli zbliża się do sześćdziesiątki to jest w fenomenalnej formie, co potwierdziła podczas koncertu w Krakowie.

W jazzie lubię to, że ma niesamowity klimat i jest cholerne głęboki oraz melodyjny. Sama muzyka, a przeważnie jego odmiany, są energiczne i pozytywne oraz działają relaksująco na umysł. Jest to też bardzo filmowy gatunek muzyczny, np. soundtrack do Zabójczej broni

Dulfer miała wspaniałe wsparcie na scenie w postaci: klawiszowca, perkusisty, dwóch wokalistów, gitarzysty, basisty, puzonisty oraz saksofonisty (tenorowy i barytonowy). Muszę przyznać, że jej zespół dał czadu i to mocnego. Każdy w większym lub mniejszym stopniu dostał swoje przysłowiowe pięć minut. Jednak najbardziej wyróżniał się gitarzysta i instrumenty dęte oraz wokaliści, którzy byli też takimi wodzirejami dbającymi o rozchulanie publiczności. Bas, jak to zwykle bywa, był w cieniu, ale uważne ucho jest w stanie wyłuskać głębie, jaką zawsze daje. Gitarzysta rozwalił system przy wolnym utworze The Climb, w którm miał subtelną i potężnie emocjonalną solówkę. Francuski saksofonista, który towarzyszył Dulfer na scenie zrobił na mnie największe wrażenie. Był tłem dla holenderskiej artystki, ale wyróżniał się poruszaniem na scenie w rytm muzyki i miał zajebisty czarny garnitur, który świecił się na złoto. Dopełnieniem jego wizerunku scenicznego były czarne okulary przeciwsłoneczne i saksofon barytonowy lub tenerowy. Szczególnie barytonowy prezentował się wspaniale z uwagi na jego olbrzymie gabaryty. 

Candy Dulfer to wulkan energii na scenie. Latała po całej scenie. Dawała genialne solówki. Ma fantastyczny kontakt z publicznością - często "uwodziła" saksofonem pierwsze rzędy. Posiada nieskończone pokłady energii. A płuca to ma chyba większe niż wieloryb. Tak dmuchać w saksofon to potrafią nieliczni. Wspaniała energia na scenie była zaraźliwa, ponieważ przy tej muzyce nie da się siedzieć i też w pewnym momencie jedna para zaczęła tańczyć, a przy kolejnym utworze cała publiczność wstała. Ludzie tańczyli lub gibali się do rytmu, a ten był, jak dziesięć zastrzyków adrenaliny podanych w tym samym czasie. 

Podejrzewam, że wszyscy czekali na moment, w którym Centrum Kongresowe ICE Kraków otuli się melodją z największego hitu Dulfer, czyli Lilly Was Here. Tak, wspaniale było usłyszeć ten utwór na żywo. Jednak to inne kawałki zawładnęły publicznością. YeahYeahYeah i Funk N'Roll spowodowały, że zebrani fani jazzu roztańczyli się na dobre. Wspomniany wcześniej The Climb wprowadził chwilę oddechu, ale emocjonalnie to rozwalił system. Głęboki tekst piosenki spowodował refleksję nad własnym życiem, a muzycznie to zespół po raz kolejny wypadł po prostu genialnie - głównie wokal i solówka gitarowa. Energiczny hołd dla Prince'a i Jamesa Browna dopełnił koncert. Na pożegnanie z publicznością, Dulfer zeszła ze sceny do ludzi. Towarszyszli jej inni muzycy, którzy razem z nią przechadzali się między rzędami i dawali czadu na instrumentach dętych. Wspaniały finał koncertu, który okazał się prawdziwą petardą.  

Setlista:

1. Sax A-Go-Go

2. Discoball

3. Lilly Was Here

4. YeahYeahYeah

5. Tower Of Power Medley

6. Funk N' Roll

7. The Climb

8. Musicology (Prince Cover)

9. P-funk the pieces (Average White Band Cover)

10. James Brown Medley

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz