WIELKĄ NAGRODĘ „ZŁOTE LWY” 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych dla najlepszego filmu WSZYSTKIE NASZE STRACHY otrzymali: reżyserzy ŁUKASZ RONDUDA i ŁUKASZ GUTT oraz producenci KUBA KOSMA i KATARZYNA SARNOWSKA.
NAGRODĘ „SREBRNE LWY” 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych dla filmu ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW otrzymali: reżyser JAN P. MATUSZYŃSKI oraz producenci LESZEK BODZAK i ANETA HICKINBOTHAM.
NAGRODĘ „ZŁOTY PAZUR” 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych za odwagę formy i treści w kategorii „Inne Spojrzenie” dla filmu MOSQUITO STATE, otrzymuje reżyser FILIP JAN RYMSZA oraz producenci WŁODZIMIERZ NIDERHAUS, FILIP JAN RYMSZA, ALYSSA SWANZEY.
Nagrody indywidualne otrzymali:
Łukasz Grzegorzek za reżyserię filmu MOJE WSPANIAŁE ŻYCIE
Marcin Ciastoń za scenariusz filmu HIACYNT
Aleksandra Terpińska za debiut reżyserski lub drugi film za film INNI LUDZIE
Łukasz Gutt za zdjęcia w filmie WSZYSTKIE NASZE STRACHY
Teoniki Rożynek za muzykę do filmu PRIME TIME – Nagrodę w tej kategorii ufundowało Polskie Radio
Paweł Jarzębski za scenografię do filmu ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW
Mateusz Adamczyk, Sebastian Witkowski, Zofia Moruś za dźwięk w filmie MOSQUITO STATE
Magdalena Chowańska za montaż filmu INNI LUDZIE
Daria Siejak za charakteryzację w filmie HIACYNT
Marta Ostrowicz za kostiumy do filmu NAJMRO. KOCHA, KRADNIE, SZANUJE
Sławomira Łozińska za drugoplanową rolę kobiecą w filmie LOKATORKA
Andrzej Kłak za drugoplanową rolę męską w filmie PRIME TIME
Maria Dębska za główną rolę kobiecą w filmie BO WE MNIE JEST SEKS
Jacek Beler za główną rolę męską w filmie INNI LUDZIE
Michał Sikorski za profesjonalny debiut aktorski w filmie SONATA
Nagrodę Publiczności przyznaną w wyniku głosowania widzów w kinach festiwalowych otrzymał Bartosz Blaschke za film SONATA.
Nagrody za najlepszy film w Konkursie Filmów Mikrobudżetowych reżyserowi Tomaszowi Habowskiemu za film PIOSENKI O MIŁOŚCI.
Konkurs był na wysokim poziomie i z większością nagród się zgadzam, ale wiadomo, każdy ma swoje typy i upodobania.
Polscy filmowcy pozytywnie mnie zaskoczyli. Potrafimy robić światowe kino, co wcześniej nie było takie oczywiste. Szczególnie podobała mi się różnorodność tematyki, które podejmowały filmy konkursowe. Jest tu naprawdę ogromna paleta problemów nękających ludzi i intymnych opowieści (część z nich są oparte na prawdziwych wydarzeniach). Odwaga i oryginalna wizja, która działa na ekranie to dwie cechy, jakie posiadają najlepsze filmy z konkursu. Są wśród nich oczywiście filmy nieudane, ale jest ich niewiele.
Konkurs Główny:
- Inni ludzie, reż. Aleksandra Terpińska – ocena 10/10
Absolutna petarda! Hip-hopowy musical o skomplikowanych relacjach w rodzinie i związkach, marzeniach, blokowiskach, egzystencji tu-i-teraz, poświęceniu dla innych oraz egoizmie. Totalna mieszanka, ale genialnie zrealizowana. Całość jest adaptacją powieści Doroty Masłowskiej i jest dość specyficzna, ale nie ma tu żadnego kiczu, ani obciachu. Za to jest energiczne tempo i rytm, a dialogi są perfekcyjnie synchronizowane z innymi elementami filmowymi. Po prostu, film jest tak zbudowany, że to wszystko tutaj pasuje i szczerze, bez tych wszystkich trików byłby znacznie słabszy. Reżyserka miała wizję na to szaleństwo i ogarnęła każdy detal, jakby była doświadczoną twórczynią filmową, a ten film jest jej debiutem. Do tego dochodzi montaż, który jest absolutny majstersztykiem - nie mam pojęcia, jak montażystka to tak sprawnie pocięła, że ta produkcja wymiata na ekranie. Wisienką na torcie są aktorzy. Jacek Beler, któremu Jury przyznało nagrodę aktorską, stworzył wybitną rolę. Nie idzie tego opisać, ale ogromnie mnie cieszy, że został dostrzeżony. Magdalena Koleśnik wyrasta na jedną z najlepszych polskich aktorek. Wszyscy aktorzy musieli nauczyć się rapować i wielkie ukłony dla nich, bo ich umiejętności prezentują się rewelacyjnie. Mają niesamowitą kontrolę nad tekstem. Przejmujący obraz ludzi z różnych środowisk i ich problemy, które nie znają podziału na klasy, a to wszystko opakowane niezwykłym i oryginalnym stylem.
- Wszystkie nasze strachy, reż. Łukasz Ronduda i Łukasz Gutt – ocena 9/10
Daniel cieszy się szacunkiem wspólnoty wiejskiej, kiedy odważnie wspiera walkę o jej sprawy. Jest zakochany w chłopcu z sąsiedztwa – Olku, który nie jest gotowy, by ujawnić swoją tożsamość seksualną. Ich relacja rozwija się w ukryciu. Kiedy nastoletnia przyjaciółka nie wytrzymuje homofobicznych ataków i popełnia samobójstwo, Daniel namawia ludzi ze wsi do odbycia wspólnej drogi krzyżowej w intencji ofiary. Historia oparta na faktach. Odważne skonfrontowanie idei Kościoła Katolickiego z osobami LGBT. W moim odczuciu jest to przypowieść religijna o dobroci wobec drugiego człowieka. Brzmi to może, jak banał i mało atrakcyjne kino, ale zaręczam, że twórcy umiejętnie szafują każdym elementem filmu tak, aby wszystkie części sklejały się jednakowo i prezentowały wysoki poziom. Przewiduję, że będzie to nasz kandydat do Oscara w przyszłym roku i słusznie, bo biorąc współcześnie gorący temat, jakim jest walka osób LGBT o większe prawa, połączenie go z „mądrościami” Kościoła Katolickiego tworzy się doskonałą miksturę, która zadaje fundamentalne pytania o religię i jej stosunek do drugiego człowieka. I właśnie takie nienachalny wykorzystanie aktualnych dzisiaj tematów, które w przestrzeni publicznej i społecznej są szeroko komentowane oraz wywołują multum kontrowersji jest według mnie istotne i wnosi więcej pożytku do dyskusji niż anonimowy hejt internautów oraz wypowiedzi medialnych „mędrców”. Nie sztuka gadać, aby gadać. Sztuka podjąć rzeczową i filozoficzną rozmowę o fundamentalnych sprawach, które spróbują poznać odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytania.
- Żeby nie było śladów, reż. Jan P. Matuszyński – ocena 9/10
12 maja Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, zostaje zatrzymany i ciężko pobity przez patrol milicyjny. Przemyk umiera po dwóch dniach agonii. Jedynym świadkiem śmiertelnego pobicia jest jeden z kolegów Grzegorza, Jurek Popiel, który decyduje się walczyć o sprawiedliwość i złożyć obciążające milicjantów zeznania. Matuszyński posiada niezwykły talent do filmowania scen we wnętrzach. Robi to w kinie piorunujące wrażenie. Zwłaszcza, jak film trwa ponad dwie i pół godziny, a cały czas nie pozwala odejść od ekranu i ciągle trzyma w napięciu. Scenarzystka przemyciła w swoim tekście wiele humoru i absurdalnych pomysłów władzy, która wyszukuje naprawdę obłędne wytłumaczenia mające na celu zwalenie winy śmierci Przemyka na inne osoby. Byleby oni byli czyści. Twórcy zrobili z tego taką brutalną wiwisekcję, jak działa aparat władzy w czasie kryzysu. Zaskoczeniem było to, że cała obsada stoi na wysokim poziomie, nawet aktorzy w niewielkich rólkach idealnie pasują do tej filmowej rzeczywistości. Oczywiście film jest przejmujący i daje mocną dawkę emocjonalną. Ciekawe, jak poradzi sobie ta produkcja w innych częściach świata. Jest polskim kandydatem do Oscara i gorąco trzymam kciuki za nominację. Matuszyński powoli staje się wiodącą osobą w branży. Ciekawy jestem kolejnych projektów.
- Hiacynt, reż. Piotr Domalewski – ocena 8/10
Kryminalna historia osadzona w latach osiemdziesiątych, w której młody milicjant wpada na trop seryjnego mordercy gejów. Film można już oglądać na Netflixie i gorąco polecam seans tego dzieła. Domalewski wyrasta na jednego z najważniejszych reżyserów w Polsce. Swoim trzecim filmem umacnia pozycję w branży. Dostajemy od niego rasowy kryminał z ważnym tematem w tle. Jest tu historia i są bardzo dobrze napisane postacie. Młody policjant, świetnie zagrany przez Tomasza Ziętka, wnika w środowisko homoseksualistów, aby odnaleźć tropy, które mogą go zaprowadzić do nieuchwytnego mordercy. Ale nie wszystko jest takie proste, jakie wydaje się na początku. Świat bohater zmienia się i będzie musiał on zdefiniować siebie na nowo. Warstwa fabularna na wielki plus. Technicznie również jest rewelacyjnie. Nastrojowe zdjęcia, dbałość o szczegóły, klimat lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To tylko kilka elementów, które wyróżniają się w filmie. Domalewski pokazał, że idzie zrobić film bez rażącej propagandy. Jednocześnie zwrócić uwagę na szerszy problem, który występuje współcześnie i przy tym umiejętnie opowiedzieć ciekawą historię z intrygującymi bohaterami.
- Sonata, reż. Bartosz Blaschke – ocena 8/10
diagnozowany jako dziecko autystyczne Grzegorz żyje w swoim hermetycznym świecie, nie potrafiąc nawiązać kontaktu z innymi. W wieku kilkunastu lat, wychodzi na jaw, że przyczyną jego izolacji nie jest autyzm, tylko niedosłuch, pod którym skrywa się wielki talent muzyczny. Materiał scenariuszowy oparty jest na prawdziwej historii i muszę przyznać, że ten film może spokojnie konkurować z zachodnimi produkcjami o podobnej tematyce. Debiutant, który zagrał główną rolę po prostu wymiata i osobiście twierdzę, że jest to aktorstwo godne Oscara oraz innych prestiżowych amerykańskich nagród. Doskonale radzą sobie również jego filmowi rodzice: Łukasz Simlat i szczególnie Małgorzata Foremniak. Film pokazuje czym jest pasja i miłość do niej. Uczucie bywa destrukcyjne i może sporo namieszać w życiu, ale warto do niej dążyć i potem ją pielęgnować. Film budzi mocne emocje i nie dziwię się, że publiczność głosowała właśnie na tą produkcję.
- Powrót do tamtych dni, reż. Konrad Aksinowicz – 8/10
Tomek mieszka sam z matką, bo jego ojciec Alek wyjechał do USA za pieniędzmi. Niespodziewanie mężczyzna pojawia się w domu z naręczem prezentów, ale nie wyjaśnia powodu swojego powrotu. Wszyscy wydają się szczęśliwi, jednak coś niepokojącego wisi w powietrzu. W miarę upływu czasu daje się zauważyć, że Alek walczy z silnym uzależnieniem od alkoholu, co stopniowo niszczy rodzinę Tomka oraz jego dzieciństwo. Film oparty jest o wspomnienia z dzieciństwa samego reżysera, u którego byłem kiedyś na spotkaniu warsztatowym na Script Fieście i muszę przyznać, że jest to osoba z wielką pasją do sztuki filmowej. Powrót do tamtych dni ma swój niezaprzeczalny nostalgiczny klimat oraz jest jednym z najmocniejszych obrazów alkoholizmu w całej polskiej kinematografii. Szkoda, że nie dostał żadnej nagrody. Aktorzy błyszczą. Ci młodsi idealnie wpasowali się w stare czasy, a Maciej Stuhr i Weronika Książkiewicz stworzyli przejmujące role. Zdecydowanie warto pójść do kina na ten film.
- Najmro. Kocha, kradnie szanuje, reż. Mateusz Rakowicz – ocena 8/10
Komedia akcji o królu złodziei i ucieczek. Film inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z życia Zdzisława Najmrodzkiego, który ośmieszał władze, wymykając się dwadzieścia dziewięć razy organom ścigania. Znakomite kino rozrywkowe. Na krześle reżyserskim musiał zasiąść storyboardzista, żeby w polskiej kinematografii pował film z odważną wizją nawiązującą do Hollywoodzkich produkcji z najwyższej półki. Chodzi mi tu głównie o styl. Każda sekwencja jest przemyślana i doskonale zgrana z montażem oraz muzyką, co jest nowością w polskim kinie. Mam nadzieję, że taki pomysł na film będzie częściej praktykowany przez rodzimych filmowców. Powoli wychodzimy z bańki schematycznych autorskich dramatów lub żenujących „komediach”, które rozumieją lub bawią jedynie ich twórców – mam na myśli filmy o wyeksploatowanej tematyce z mocno niedopracowaną fabułą oraz słabymi bohaterami, w których jest albo urwana końcówka, gdzie widz musi sobie dopowiedzieć większą niż życie „symbolikę”, albo totalnie cukierkowy finał, w którym „miłość” wszystko zwycięża. Można zrobić film z humorem i dramatem w jednym oraz efektowną i przemyślaną reżyserią.
- Lokatorka, reż. Michał Otłowski – ocena 8/10
Spokój mieszkańców kamienicy na warszawskim Mokotowie burzy pojawienie się nowego właściciela budynku. Narastającymi represjami mężczyzna zaczyna zmuszać kolejne rodziny do wyprowadzki. Film o głośnej aferze reprywatyzacyjnej, który bardzo dobrze pokazuje mechanizmy, jakie stosowali gangsterzy, urzędnicy, ludzie służb oraz wysoko postawieni członkowie palestry. Zwykli ludzie nie liczą się, kiedy można zgarnąć grubą kasę. Film ma wciągającą fabułę, ciekawe postacie oraz trzyma w napięciu – wiem, co pisze, ponieważ na 30 minut do końca seansu odezwała się we mnie natura, która zapełniła mi na maksa pęcherz, ale udało mi się wytrzymać. Dziwne, ale ta produkcja zebrała mieszane opinie i powszechnie uznawana jest za zmarnowany potencjał. To, co zobaczyłem na ekranie mi w zupełności wystarczy. Takie kino środka na wysokim poziomie.
- Moje wspaniałe życie, reż. Łukasz Grzegorzek – ocena 7/10
Traktat o dysfunkcyjnej rodzince, w której wolno wszystko, ale tylko do czasu aż coś pierdolnie i zaburzy ich wypracowany system. Kameralny film z całą plejadą dobrych postaci. Oczywiście na wszelkie pochwały zasługuje rola Agaty Buzek, której osobiście nie trawię na ekranie, ale w tym filmie jest znakomita. Ale to tylko jeden element wyróżniający tą produkcję. Reżyser wrzucił do jednego mieszkania osoby o różnych charakterach i dobrze wymieszał cały ten kocioł. Stworzył rasowy komediodramat, ponieważ problemy z jakimi próbuje radzić sobie ta filmowa rodzina nie są błahe i nie zawsze można wykpić się humorem, który jest wszechobecny w filmie. Do rozwiązania problemu potrzeba czegoś więcej. I właśnie o te „więcej” toczy się gra. Moje wspaniałe życie to najlepszy film reżysera, który z filmu na film rozwija swój warsztat, a to cieszy i to bardzo – szczególnie, jak reżyser nie ukończył żadnej szkoły filmowej, a realizuje profesjonalne filmy, co jest niezwykle rzadkie w polskiej kinematografii. Środowisko filmowe przyznało mu nagrodę za reżyserię, co interpretuję tak, że dali mu wielki kredyt zaufania. Warto obserwować kolejne projekty tego reżysera.
- Bo we mnie jest seks, reż. Katarzyna Klimkiewicz – ocena 7/10
Wariacja na temat życia Kaliny Jędrusik. Spodziewałem się klasycznego opowiadania, a dostałem w zamian musical okraszony sitcomowym stylem, który kojarzy mi się ze starymi filmami ze złotej ery Hollywood, a konkretnie z komediowymi produkcjami spod szyldu screwball comedy. Musiałem długo przyzwyczaić się do tego niecodziennego stylu, ale w końcu złapałem odpowiedni klimat i rytm. Dobrze się ogląda ten film. Aktorzy dają radę, a szczególnie zjawiskowa jest Maria Dębska. Teraz nasuwa mi się myśl, że życiorys Kaliny Jędrusik idealnie pasuje do serialu – właśnie w zaprezentowanej w filmie stylistyce (sitcom i screwball comedy). Wyobrażam sobie, jak Kalina, która ma niezwykle niewyparzony język, bombarduje słowami wszystkich naokoło, co prowadzi do wielu komediowych sytuacji.
- Mosquito State, reż. Filip Jan Rymsza – ocena 6/10
Richard Boca, obsesyjny analityk danych z Wall Street, mieszka odcięty od świata w ascetycznie urządzonym mieszkaniu z widokiem na Central Park. Pewnego dnia zauważa niepokojące znaki: jego komputerowe algorytmy wykazują anomalie, a mieszkanie zasiedlają roje komarów – plaga, która przyczynia się do jego załamania psychicznego. Wizualny film, który jest oryginalną wariacją na temat kryzysu ekonomicznego, który miał miejsce w 2007 roku. Jednak jest to również produkcja dość specyficzna i zawierająca masę dywagacji specjalistycznej, która posługują się na co dzień analitycy – jest to wiedza skomplikowana i ogólnie psuje seans (wybija z rytmu). Główny bohater jest mocno wyalienowany i jego wyrażanie siebie oraz sposób bycia jest bardzo hybrydowy ( taki półczłowiek-półmaszyna). Ciężko się do tej odmienności przyzwyczaić – czasami jest to bardzo irytujące. Sam film da się obejrzeć w miarę bezboleśnie. Plus za realizację i intrygujący temat.
- Zupa nic, reż. Kinga Dębska – ocena 5/10
Obraz rodziny za czasów PRL, która pragnie zarobić kasę na Węgrzech. Kolejny średniak Kingi Dębskiej. Nie ma tu mocno zarysowanej fabuły. Dostajemy wiele scen humorystycznych, które pokazują, jak żyło się w czasach PRL i z jakimi borykało się problemami. Humor jest w porządku, ale szkoda tych bohaterów i materiału scenariuszowego. Można było z tego filmu wycisnąć więcej. Scenografia, kostiumy oraz rekwizyty z najwyższej półki i te elementy budują znakomity klimat. Przedstawione realia w poprzednim ustroju politycznym też są wielkim plusem. Brakuje mi tylko dobrej opowieści.
- Prime Time, reż. Jakub Piątek – ocena 3/10
Ostatni dzień 1999 roku. Sebastian dostaje się z bronią w ręku do studia telewizyjnego i bierze dwoje zakładników. Ma tylko jedno żądanie – wejść na żywo na antenę podczas największej oglądalności. Wiele hałasu o nic. Tak mogę podsumować ten film. Jest afera, ale główny bohater podobno chce coś ważnego powiedzieć, ale tego nie robi. W tym momencie, film dla mnie jest bezsensu. Szkoda zmarnowanego potencjału. Mógł z tego wyjść dreszczowiec z przesłaniem, a wyszły ciepłe kluchy. Zwłaszcza, jak w obsadzie jest Bartosz Bielenia (w ogóle jego zdolności aktorskie nie są wykorzystane) i Magdalena Popławska (jej postać jest niedopracowana, a z posiadała wielki potencjał). Seans do zapomnienia.
- Śmierć Zygielbojma, reż. Ryszard Brylski – ocena 2/10
Opowieść o tragicznych losach żydowskiego działacza politycznego, który 12 maja 1943 roku popełnił w Londynie samobójstwo. Jego czyn miał być protestem przeciwko bezczynności świata wobec tragedii Holocaustu. Kolejna laurka dla niezłomnej jednostki, która walczy na zachodzie o uświadomienie tego, co działo się podczas II Wojny Światowej, a konkretnie w obozach koncentracyjnych. Super, ale dlaczego ten film jest do bólu schematyczny, pozbawiony napięcia i emocji, posiada beznadziejny scenariusz oraz postaci wobec, których widz przechodzi obojętnie? Kto zatwierdza takie scenariusze? Jednymi plusami, jakie jestem w stanie znaleźć to scenografia i Wojciech Mecwaldowki, który dobrze prezentuje się w roli dramatycznej, ale jego bohater mógłby być lepiej napisany.
- Przejście, reż. Dorota Lamparska – ocena 1/10
Absolutne nieporozumienie. Pomysł totalnie zerżnięty z filmu krótkometrażowego pt. Maria nie żyje, który widziałem na Nowych Horyzontach – w obu produkcjach są inni twórcy, więc nie wiem dokładnie o co chodzi, ale nie wierzę, że wpadli jednocześnie na taki sam pomysł. Główna bohaterka umiera, ale zostaje pośród żywych i nie bierze pod uwagę faktu, że nie żyje. Żywi bohaterowie ją widzą, rozmawiają z nią i próbują przekonać, że jest umarlakiem. Oba światy (duchowy i ziemski) przenikają się, ale po prostu to, co się dzieje w filmie nie ma sensu. Nie mam pojęcia, jak zbudowane jest ten świat, który film prezentuje. Śmierć i błąkanie się zmarłego po ulicy jest traktowane, jak pójście do sklepu i wszyscy akceptują ten fakt. Rozmawiają z istotami (bytami) duchowymi, jakby byli ich sąsiadami. Nie czaję kompletnie tej rzeczywistości. Dla mnie to jakieś kuriozum – z obserwacji i ocen tego filmu widzę, że nie tylko ja mam z nim ogromny problem. Ten krótki metraż nie był również wielkim dziełem, ale na pewno lepszym niż ta wersja.
- Ciotka Hitlera, reż. Michał Rogalski – ocena 1/10
Historia rodziny, która ukrywa Żydów w czasie II Wojny Światowej. Niestety, jednym plusem tego filmu jest jego krótka długość. Pod względem realizacyjnym to wyszła z tego produkcja telewizyjna. A sama opowieść do bólu schematyczna i mało angażująca oraz całkowicie wyparta z emocji. Film nie powinien znaleźć się w Konkursie Głównym, ale pewnie były naciski z zewnątrz. Szkoda, że takie filmidła zabierają miejsce innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz