Koncert muzyki filmowej w Arena Gliwice

Długo czekałem na ten koncert. Nigdy nie byłem na tak wielkim muzycznym wydarzeniu, a nie w Arena Gliwice. Mocno nastawiłem się, że usłyszę muzykę z filmu Szczęki i dlatego ubrałem koszulkę z tego arcydzieła Stevena Spielberga.

Razem z siostrą pojechaliśmy do Gliwic. Trochę zajęło nam znalezienie właściwiej drogi, ale poradziliśmy sobie. Z zewnątrz Arena Gliwice robi wrażenie. Potężna budowla.

Nikt z nas nie oczekiwał tak fatalnej organizacji. Problemy pojawiły się już przed samym wejściem, do którego prowadziły trzy kolejki. Jest pandemia, ale jakiś specjalnych obostrzeń nie było. Widać, że wpuszczali na szybko, co ogólnie jest okej, ale wkurzyło mnie to, że musiałem wyrzucić dwie nie odkręcone butelki wody, które sobie zabrałem na drogę powrotną. Wiem, że nie można napojów wnosić na imprezę masową, ale nie rozumiem tego, że w samym budynku nie było żadnej kontroli nad widownią. Nikt nie pilnował, żeby ludzie przemieszczali się z dystansem lub po określonych drogach oraz nie zwracano uwagi na noszenie masek – przynajmniej w korytarzach prowadzących do areny. Bufety były otwarte i tam można było kupić picie oraz jedzenie, które widownia swobodnie wnosiła na trybuny i płytę areny. Po koncercie na forum dowiedziałem się, że Arena Gliwice zamknęła swój główny parking i ludzie musieli parkować na jakiś poboczny teren z opłatą trzydziestu złotych. Szatnia byłą dostępna, ale za opłatą pięć złotych. Wychodzi na to, że niepotrzebnie mi wyrzucili butelki wody, bo mogłem po prostu dać plecak do szatni. Chciwość nie ma dna, ponieważ ewidentnie Arena Gliwice chciała dodatkowo zarobić na sprzedaży z bufetu i szatni, a cena biletu na koncert wcale nie była mała. Oczywiście o tych wszystkich sprawach klienci nie zostali powiadomieni wcześniej – dopiero na drugi dzień, już po koncercie, pojawił się niezbędnik uczestnika z wszystkimi potrzebnymi informacjami.

Wkurzeni zasiedliśmy na swoich miejscach i to nie był koniec absurdów ze strony organizatorów koncertu. Wydarzenie zaczęło się ze sporym opóźnieniem (trzydzieści minut) – pytaliśmy obsługi z jakiego powodu jest to późnienie to wolontariuszka odpowiedziała nam, że to wina orkiestry, która zaczęła próbę dość późno. Przez ten czas ludzie ciągle wchodzili na arenę, a wielu z nich nie mogło znaleźć swojego miejsca. Obsługa krążyła z nimi po trybunach i płycie. Namawiali do siadania nie ma swoich miejscach oraz swobodnej wymiany miejsc – na forum ludzie pisali, że organizatorzy sprzedawali bilety na miejsca, których nie było w Arenie Gliwice. Co więcej, jak już się w końcu koncert zaczął to i tak jeszcze przez kolejne trzydzieści minut ludzie krążyli po trybunach i płycie głównej w celu szukania miejsc. Kiedy na scenę wyszła Anna Wendzikowska (konferansjerka) to oznajmiła, że opóźnienie jest spowodowane obostrzeniami pandemicznymi, co jest totalną bzdurą, ponieważ na terenie Areny Gliwice nie były wprowadzone jakiś szczególne obostrzenia, a raczej panowała wolna amerykanka. Opóźnienie było spowodowane fatalną organizacją i za to ponosi tylko i wyłącznie winę Arena Gliwice i Royal Concert.

Orkiestra zaczęła grać. Na pierwszy ogień poszła muzyka Johna Williamsa. Koncert rozpoczął się od Imperial march z Gwiezdnych Wojen. Potem orkiestra zagrała przepięknie główne motywy muzyczne z Indiany Jonesa i Jurassic Park. I koniec. Tylko trzy utwory Johna Williamsa. A gdzie reszta? W opisie wydarzenia znajduje się informacja, że widownia usłyszy muzykę z filmów Lista Schindlera i Szczęki, że już nie wspomnę o Hedwing’s Theme z serii Harry Potter. Zawód i to ogromnie wielki. Wyszła Anna Wendzikowska i na serio ta konferansjerka to porażka. Ostentacyjnie czytała z kartki, a sam tekst to był chyba napisany na kolanie przez kogoś innego. Powiedziała, że usłyszeliśmy muzykę z Harry’ego Pottera, a takowej nie było.

Przyszła kolej na muzykę Ennio Morricone. Pojawiła się muzyka z Pewnego razu na Dzikiem Zachodzie – podczas utworu na scenę wyszła Justyna Steczkowska. Kultowa melodia pt. Chi Mai z filmu Magdalena w reż. Jerzego Kawalerowicza stała się ozdobą koncertu, a zaraz po niej równie słynny Gabierl’s Oboe z filmu Misja. Orkiestra zagrała troszkę więcej utworów niż w przypadku Johna Williamsa, ale i tutaj zabrało kilku sztandarowych melodii włoskiego mistrza. W tej części koncertu bardzo przeszkadzała niezwykle głośna wentylacja, która przy każdym spokojniejszym numerze to prostu wkurza i irytuje. Na tym etapie żałuję, że podczas koncertu nie było wykorzystanej jakichkolwiek wizualizacji, a szczególnie fragmentów z filmów.

Najwięcej czasu dostała muzyka Hansa Zimmera. Miks soundtracku z trylogii o Mrocznym Rycerzu z Gotham pozwolił nadać odpowiedniej dynamiki całemu koncertowi. Usłyszeliśmy muzykę z filmu Gladiator, gdzie ponownie na scenę wyszła Justyna Steczkowska, ale podczas tego utworu akustyka siadła i utrzymywała się przez cały czas trwania Circle of life z Króla Lwa. Największe wrażenie zrobił miks z filmu Incepcja – absolutna rewelacja, ale w spokojnych momentach znowu „odezwała” się wentylacja. Na zakończenie orkiestra zagrała muzykę z serii Piraci z Karaibów.

Koncert ogólnie był bardzo dobry, ale okazało się, że został skrócony aż o czterdzieści pięć minut!!! Tydzień później orkiestra zagrała ten sam koncert w Gdańsku i koncert trwał bite dwie i pół godziny, czyli był dłuższy niż w Gliwicach o te czterdzieści pięć minut!!! To, co odwalili organizatorzy i Arena Gliwice to skandal oraz brak szacunku do klienta.

Fatalna organizacja, opóźnienie, niezrozumiałe skrócenie koncertu. Takie wrażenia przywiozłem z Areny Gliwice. Wielkie oczekiwanie na ulubioną muzykę filmową i zamiast cieszyć się koncertem to wróciłem totalnie wkurzony.

Arena Gliwice to dla mnie martwe miejsce. Nie pojadę tam na żaden inny koncert.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz