Sympho House. House Music in Symphonic Concert


Połączenie orkiestry z muzyką klubową to ciekawy mariaż. 

Ogólnie koncert mogę podzielić na dwie części: klasyczna i współczesna. W pierwszej mogłem usłyszeć największe hity lat 90 i pierwszej dekady nowego milenium. Szczególnie spodobał mi się miks muzyki zespołu Daft Punk, "Lady" Modjo, utwory Moloko, "Right Here, Right Now" Fatboy Slim i kilka innych klasyków. Druga część, już mnie aż tak nie wzięła, ponieważ artyści grali bardziej współczesne kawałki, do których nie mam przywiązania nostalgiczno-emocjonalnego. 

Orkiestra i wokaliści dali radę. Czuć było ich energię. Za to akustyk nie popisał się. Koncert brzmiał, jakby odbywał się w plenerze na stadionie. Strasznie buczało z głośników. 

Oprawa wizualna była w porządku. Solidna robota, ale bez szału. 

Publiczność olała maski, dobrze się chyba bawili, ale jak to zwykle bywa, wielu z nich urządzało sobie wędrówki ludów po browara, co było dość upierdliwe. Inni zamiast doświadczać koncertu to poświęcali czas na nagrywanie fragmentów piosenek. 

Jednak najgorsza była organizacja. Weryfikacja biletów, masek, paszportów covidowych poszła szybko i sprawnie. Szatnia już nie szczególnie. A sam koncert zaczął się z 25 minutowym opóźnieniem i jakby tego jeszcze było mało to organizator przygotował jeszcze swoje spoty reklamowe. Jakby nie mógł ich puścić w czasie tego opóźnienia. Nie rozumiem tej decyzji. 

Koncert fajny, ale warto się na niego wybrać w plenerze, a nie zamkniętej przestrzeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz