Kronos Quartet w NOSPR

Długo musiałem czekać na koncert Kronos Quartet w Polsce. Rok temu zespół przełożył całą trasę na tegoroczną jesień. Słynny kwartet smyczkowy zawitał do niezwykłej sali w NOSPR, która rzeczywiście robi ogromne wrażenie. Jest przestrzenna, elegancka, ma wygodne siedzenia oraz posiada nowoczesny design. Zdecydowanie warto odwiedzić tę lokację. 

Nie będę pisał o dokonaniach Kronos Quartet - to pozostawiam do samodzielnego googlowania w Sieci. Napomknę jedynie, że zespół brał udział w ponad tysiącu różnych nagraniach i współpracach. Nieprzerwanie od 1973 roku, czyli roku powstania, wirtuozi z kwartetu wykonują utwory klasycznych kompozytorów (również polskich, jak: Lutosławski, Górecki, Penderecki), adaptują muzykę jazzową i rockową, nie jest im obca modernistyczno-eksperymentalna muzyka oraz mocno zaznaczyli swoją obecność w świecie filmu (słynne kolaboracje z takimi kompozytorami, jak: Philip Glass i Clint Mansell). 

Koncert został zadedykowany pamięci Henryka Góreckiego i Wojciecha Kilara. I w ramach obchodów, jako support wystąpili bracia Bies, którzy niedawno zagrali główne role w nagradzanym filmie Chleb i sól, a prywatnie i zawodowo oboje są pianistami. Tymoteusz Bies zagrał trzy Mazurki Wojciecha Kilara. W dalszej części koncertu wspólnie ze swoim bratem Jackiem Biesem zaprezentowali Toccatę Henryka Góreckiego na dwa fortepiany. Występ był krótki, ale wystarczający, aby docenić talent braci Bies. Szczególne wrażenie na mnie zrobiła owa Toccata zagrana na dwa fortepiany. Doskonała synchronizacja braci sprawiała, że utwór był dynamiczny i precyzyjny. 

Show kwartetu smyczkowego został podzielony na dwie części - każda mniej więcej po sześćdziesiąt minut. 

W pierwszej połowie dominowała muzyka modernistyczna i eksperymentalna. Zespół był otoczony wieloma rekwizytami, m.in. tekturowymi telewizorami, starymi telefonami stacjonarnymi oraz innymi  przedmiotami wykorzystywanymi podczas konkretnych utworów. Scenografię zestawioną z muzyką, którą kwartet wykonał w tej części, można zinterpretować, jako taki komentarz społeczno-polityczny uderzający w władzę i jej kłamstwa oraz działania przeciwko naturze. Muzycy grali szyszkami i papierowymi rzeźbami po strunach swoich instrumentów. Do muzyki dołączali urządzenia imitujące odgłosy ptaków i książki, które w odpowiednich momentach zamykali oraz nawet grali smyczkami po twardej okładce. Zespół miał jasną wizję swojego występ i się jej konsekwentnie trzymał. W wielu momentach muzyka była spokojna i hipnotyzująca, a czasami ostra, szarpana i gwałtowna. 

Setlista (Pierwsza część):

Severiano Briseño (arr. Osvaldo Golijov) / El Sinaloense / 03:30

Gabriella Smith / Expert from New Work / 10:00

Peni Candra Rini (arr. Jacob Garchik) / Excerpt from Segara Gunung / 07:00

Paul Wiancko / Only Ever Us / 07:00

Nicole Lizée / ZonelyHearts / 23:00

Po przerwie Kronos Quartet przystąpił do drugiej części koncertu. Scena została sprzątnięta i zespół zagrał bardziej klasyczny repertuar. Nie było tutaj żadnych dodatkowych "udziwnień", a jedynie piękne melodie na trzy smyczki i wiolonczelę. 

Setlista (Druga część):

Dumisani Maraire / Mai Nozipo / 07:00

Traditional (arr. Jacob Garchik) / Lullaby / 05:00

Jlin (real. Paul Wiancko) / Maji (inspired by Sun Ra) / 04:00

Antonio Haskell (arr. Jacob Garchik) / God Shall Wipe All Tears Away (inspired by Mahalia Jackson) / 03:30

Steve Reich / Triple Quartet / 15:00

Kwartet smyczkowy przeważnie nie daje identycznych koncertów. W każdym mieście można spodziewać się innych utworów. Ja osobiście liczyłem po cichu na Lux Aeterna z filmu Requiem dla snu i Death Is the Road to Awe z mojego ukochanego filmu Źródło. Między innymi, dlatego kupiłem bilet na ich koncert, aby usłyszeć te utwory od ich oryginalnych twórców. Niestety, wirtuozi z kwartetu nie zagrali tych melodii, ani żadnej kompozycji z ich współpracy z Philipem Glassem, którego osobiście bardzo cenię. Była nadzieja na usłyszenie tych utworów na bis, ale Kronos Quartet postawił na dwa utwory Henryka Góreckiego, a na sam finał muzycy zagrali swoją adaptację Purple Haze Jimiego Hendrixa. To było godne zakończenie koncertu. Hit Hendrixa jest dziki i szalony. Tak też to wykonali wirtuozi z Kronosa. Ostro dali popalić smyczkami po strunach. Była energia i szaleństwo.

Nie zrozumcie mnie źle. Koncert był genialny, ale czuję duży niedosyt brakiem przynajmniej jednego z oczekiwanych przeze mnie utworów. Trudno, jakoś to przeżyję. Być może jeszcze dane mi będzie usłyszeć muzykę ze Źródła na żywo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz