W drugim konkursie festiwalu odnalazłem perełki, które z powodzeniem mogłyby startować w Konkursie Głównym – z chęcią wywaliłbym kilka ewidentnie słabszych filmów i dał szansę tym z sekcji mikrobudżetów.
Widać, że rodzimi twórcy mają wiele odwagi opowiadać filmowe historie po swojemu i przemycają w nich ogromną dawkę emocjonalną, co doskonale działa w ciemnej sali kinowej i na wielkim srebrnym ekranie.
Dobrze to wróży na przyszłość. Konkurs pokazał, że wcale nie potrzeba dużej kasy na film, aby zrobić coś na wysokim poziomie. Liczy się przemyślany pomysł i wizja reżyserska, która jest spójna oraz dąży się do niej konsekwentnie. Mamy wielu znakomitych aktorów, którzy przy zdolnych filmowcach, potrafią zagrać wszystko. Dział techniczny również jest na wysokim poziomie, ale to już wiadomo od dawien dawna.
Cieszę się, że te filmy postawiły na scenariusz, który jest jednym z najważniejszych ogniw w światowej kinematografii. Osobiście, często mam wiele wątpliwości do poziomu scenariuszy realizowanych w Polsce, a w Gdyni zostałem mocno i pozytywnie zaskoczony. Oby tak dalej, a jest nadzieja, że w Polsce będzie się kręciło coraz lepsze filmy, a sami scenarzyści będą mieć realną szansę zaistnienia w branży i utrzymywania się z pieniędzy zarobionych dzięki pisaniu scenariuszy, co nie jest obecnie takie oczywiste – scenarzyści często dorabiają lub wykonują inną pracę, z której żyją, a pisaniem zajmują się przy okazji.
Konkurs Filmów Mikrobudżetowych:
- Piosenki o miłości, reż. Tomasz Habowski – ocena 9/10
Osadzona we współczesnej Warszawie, słodko-gorzka historia o poszukiwaniu własnej tożsamości. Robert, młody muzyk żyjący w cieniu odnoszącego sukcesy ojca, buntuje się przeciwko rodzicielskiemu autorytetowi. Spotkanie z początkującą wokalistką z małego miasta konfrontuje go z naturą jego wewnętrznej walki. W obliczu konfliktu pomiędzy uczuciem a ambicją ich wspólny projekt muzyczny staje pod znakiem zapytania. Tak w skrócie można opisać ten biało-czarny film z genialnym klimatem. Takie debiuty chcę oglądać cały czas. Jeden z najlepszych filmów festiwalu. W jednej z głównych ról wokalistka The Dumplings, Justyna Święs, co było niezwykle miłym zaskoczeniem. Film został zrealizowany w duchu amerykańskiego kina niezależnego – widzę inspirację dwoma filmami o podobnej tematyce, a mam na myśli Narodziny gwiazdy w reżyserii Bradley’a Coopera oraz irlandzki melodramat pt. Once. Wszystko tu pięknie gra i nie myślę tu o muzyce, która jest super, ale chodzi mi o całokształt. Realizacja, aktorstwo, scenariusz. Wszystkie elementy są dopracowane, a twórcy konsekwentnie realizują swoje założenia i wychodzi im to niezwykle dobrze. Jak będziecie mieli okazję zobaczyć ten film w kinie to nie zastanawiajcie się tylko kupujcie bilety, bo warto. Obserwujemy rewelacyjnie zarysowanych bohaterów. Każdy z nich jest inny. Ma swoje słabości, filozofię oraz problemy, z którymi boryka się każdego dnia. Jednak razem stanowią siłę, która możne przeciwstawić się tym słabościom, ale życie to nie bajka, a przynajmniej nie do końca. Nie znajdziemy tutaj samego lukru i słodkości. Gorzka czekolada wylewa się z każdego kąta. I to mi się podoba najbardziej. Bohaterowie walczą z siłami większymi od nich, ale nie poddają się. Walczą o swoje marzenia, miłość, czułość i spełnienie zawodowe, które będzie rzutować na prywatne życie.
- Dzień, w którym znalazłem w śmieciach dziewczynę, reż. Michał Krzywicki – ocena 8/10
W niedalekiej przyszłości zobojętniały aktywista ogłasza, że o północy w Sylwestra popełni samobójstwo w proteście przeciwko panującemu na nowo w Polsce niewolnictwu. Jego plan staje pod znakiem zapytania, gdy znajduje w śmieciach porzuconą niewolnicę i postanawia jej pomóc odzyskać wolność. Twórcy dobitnie pokazują, że można w Polsce stworzyć film z małym budżetem, który porusza kwestie futurystyczne. Podoba mi się, że reżyser zbudował spójną wizję przyszłości w Polsce i doskonale ukazał ją, jako tło. Nie użył do tego, jakiś niezwykłych efektów specjalnych lub innych bajerów technologicznych. Subtelnie je zarysował poprzez scenografię, kostiumy i rekwizyty. Widać, że ten świat żyję, a nie jest jakąś karykaturą za marne grosze. Postawił na bohaterów i ich relację oraz szczere emocje. Miał rację i wygrał. Film podejmuje filozoficzne kwestie związane z niewolnictwem i ogólnie z ideą o nierówności jednego życia nad drugim. Jak wiadomo, w społeczeństwie nigdy nie ma równych ludzi i zawsze znajdą się tacy, którzy są ponad i stanowią władzę w danym kraju. Decydują o losach tych gorzej sytuowanych i bogacą się aż do przesady. Tutaj mamy do czynienia z konceptem, że osoby, które mają problemy z prawem i nie potrafią się przystosować do społeczeństwa i według władzy niszczą zastany spokój w społeczeństwie, ponieważ są anomalią, którą najlepiej zlikwidować, ale w filmie zmieniono ten wniosek na przymusową aplikację narkotyku, który obezwładnia człowieka i niszczy jego osobowość poprzez utratę pamięci i emocji. Pozbawia takie osoby bycia człowiekiem. I tu jest doskonały punkt do dyskusji filozoficznej o zasadności takiego prawa.
- Po miłość/ Pour l’amour, reż. Andrzej Mankowski – ocena 8/10
Marlena zmaga się z poważnym kryzysem małżeńskim wywołanym przez alkoholizm jej męża Zbigniewa. Za pośrednictwem Internetu poznaje Senegalczyka Bruna, który przywraca Marlenie poczucie własnej wartości i kobiecości. Film inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami i dotyka problemu przemożnego dziś wpływu nowych technologii na życie ludzi. Znajdziemy w tej produkcji wiele humoru i patologii, z którą zmaga się codziennie wiele osób. Poczucie, że zmarnowało się życie u boku pijaka, daje się we znaki głównej bohaterce, która pragnie tylko tego, aby ktoś ją szanował i kochał. Media, które są niezwykle wygodne dla naszego życia, potrafią stać się prawdziwym piekłem w naszym najbliższym otoczeniu, co prowadzi czasem do poważnych i nieodwracalnych konsekwencji. Ale pragniemy zmiany, aby życie było bardziej kolorowe i miało sens. Zrobimy wszystko, aby to osiągnąć. Film dobitnie pokazuje do czego jest zdolny człowiek, aby polepszyć swój byt.
- Magdalena, reż. Filip Gieldon – ocena 7/10
Magdalena to młoda, samotna matka, która w ciągu dnia stara się wychować córkę, a nocami zostać didżejką. Kiedy spotyka Julię, jej marzenia mają szansę się spełnić, ale traumatyczna przeszłość staje na drodze do nowego życia. Mocny debiut i taka swojska opowieść z mocny akcentem dramatycznym. Film podejmuje tematykę gwałtu i próby poradzenia sonie w życiu po takim traumatycznym wydarzeniu. Tytułowa bohaterka jest dość oryginalną postacią i przykuwa wzrok do ekranu. Śledzimy jej losy i szczerze jej współczujemy. Chcemy, aby wyszła na prostą i w końcu ułożyła sobie życie. Ludzie ja otaczający oraz ona sama na to nie pozwala i ciągle musimy mierzyć się z przeciwnościami losu. Lubię takie historie, ponieważ zmuszają one bohatera do ciągłego podejmowania decyzji, które przybliżą go do zamierzonego celu. Przeważnie główną przeszkodą jest on sam i jego słabości, ale to czyni go ludzkim i prawdziwym. Taką właśnie bohaterką jest Magdalena. Sama przeciw światu i samej sobie. Na wyróżnienie zasługuje aktorka wcielająca się w Magdalenę. Jest wiarygodna, z krwi i kości, emanuje empatią.
- 1:11, reż. Miron Wojdyło – ocena 6/10
Tomek to młody lekarz, specjalista od USG ciąży. Żyje zagubiony wśród otaczających go kobiet. Pewnej nocy zostaje wyrwany ze snu przez głuchy telefon od ojca. To pozornie nieistotne zdarzenie z czasem nabiera znaczenia. Staje się powracającym motywem i odziera życie Tomka z kolejnych warstw iluzji. Jest jak budzik podrywający bohatera do działania, którego celem jest rozwikłanie zagadki morderstwa. To opowieść o poszukiwaniu siebie na pograniczu dwóch światów: żywych i umarłych. Konwencja łączy w sobie czarny humor, kryminał i horror. Film rozkręca się dopiero w drugiej połowie, kiedy bohater bada tajemnicze zjawisko w domu zmarłego ojca. Wizualnie intrygujące dzieło, ale ta pierwsza część dość nużąca. Dobrze, że ten film powstał, ponieważ polskiemu kinu potrzebne są takie nietypowe produkcje oparte na mieszance gatunkowej, a w dodatku dobrze zrealizowane. Więzy rodzinne bywają często niezwykle skomplikowane. Wiele jest trzymanych sekretów. Jedne są błahe, a inne mogą być nawet makabryczne. To wychodzi filmowi dobrze, ale brakuje tutaj pewnego klucza według, którego ta opowieść zyskałaby większej głębi lub dodatkowej rozrywki. Mam wrażenie, że twórcy poszli trochę na skróty z fabułą i relacjami między postaciami. Zaznacza jedynie problemy z jakimi się borykają, ale ich za bardzo nie rozwija. A szkoda, bo widzę, że film miał więcej potencjału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz